„Trudno pojąć, czemu żołnierz idzie do ataku – ale idzie”

Zagłębiając się ostatnio w czeluściach internetu, napotkałem posty, które promowały dzień psa. Z moich informacji wynika, że dzień naszych czworonożnych kompanów obchodzimy 1 lipca, a zaczęto go celebrować od 2007 r. Pomyślałem, że to dobry moment, by nakreślić Wam jak wygląda służba tych wyspecjalizowanych żołnierzy w Polskich Kontyngentach Wojskowych.

Psy w swojej służbie żołnierskiej spotykałem dosyć często, bo stanowiły one bardzo ważny komponent misji zagranicznych. Zawsze troszkę zazdrościłem ich przewodnikom takiej służby, a nawet kiedyś myślałem, że gdybym mógł zmienić swoją obecną specjalność wojskową, to właśnie chciałbym pracować z psami. Pomimo tego, że wiele razy opuszczałem bazę w towarzystwie przewodników i ich partnerów, to właśnie na mojej ostatniej zmianie w Afganistanie zakwaterowany zostałem w sąsiedztwie dwóch psów wraz z ich przewodnikami. Jak wiadomo, w wolnych chwilach najczęściej rozmawia się z sąsiadami, a że z natury jestem ciekawy, to dowiedziałem się wiele na temat procesu doboru, szkolenia oraz zadań psów bojowych. Same psy w campie czuły się bardzo swobodnie i praktycznie nie było żołnierza, który przechodził obok nich obojętnie. Każdy okazywał im należytą sympatie, a przewodnicy chętnie pozwalali, by ich przyjaciele zacieśniali wojskowe więzi. Ciekawostką jest to, że psy posiadają stopnie wojskowe i takie same prawa jak każdy inny żołnierz. Oczywiście oprócz standardowego wychowania jakim powinien charakteryzować się dobry pies, miały pewne wyuczone zdolności, takie jak wykrywanie ładunków wybuchowych, narkotyków czy elementów uzbrojenia. Psy potrafiły także wyczuć zamiary przeszukiwanej osoby, co było nieocenione w warunkach bojowych. Zadania, jakie wykonywały to głównie poranny dyżur na bramie wjazdowej, gdzie pilnowały, by do wewnątrz bazy nie przemycono ładunków wybuchowych lub innych niebezpiecznych substancji, oraz wspieranie wojska na ruchomych „checkpoint-ach” lub operacjach likwidacji ukrytych składów broni i amunicji, które notabene same wykrywały. Sama praca psa była obwarowana wieloma rygorystycznymi ograniczeniami, takimi choćby jak czas trwania jego służby, którego zawsze pilnował jego przewodnik, gdyż efektywność i dokładność pracy psa zależała od jego zmęczenia. Psy posiadały swoje własne kamizelki taktyczne, obuwie, a nawet okulary przeciwsłoneczne, które chroniły oczy od słońca i pyłu.

Kiedyś spytałem przewodnika, w jaki sposób oni to robią, że pies wykrywa materiały wybuchowe różniące się od siebie pod wieloma względami, a on mi odpowiedział: wszystko zaczyna się od piłeczki… W początkowej fazie szkolenia, psa uczy się tylko aportować piłkę i to jest jego zadanie. Następnie uczy się go, by nie przynosił piłki, a odnajdywał ją w terenie i siadał lub dawał głos gdy ją odnajdzie. Po krótkim czasie, gdy pies opanuje czynności związane z piłką, piłkę się chowa w różnych niedostępnych miejscach i każe się psu jej szukać. Kolejnym etapem jest umieszczanie koło piłki materiałów wybuchowych, emitujących swoje własne zapachy. Po jakimś czasie takiego szkolenia, zapachy materiałów niebezpiecznych kojarzą się psu z piłką i zamiast zapachu piłki posiłkują się zapachem samych ładunków, który jest dużo wyraźniejszy. W końcowej fazie procesu piłkę się usuwa, a pies nauczony zapachów wskazuje ładunki, myśląc, że odnalazł piłeczkę. Oczywiście wszystkie elementy wykonuje się systematyczne, nagradzając psa każdorazowo, gdy dobrze wykona daną czynność. Podobnie sytuacja wygląda w stosunku do psów wykrywających narkotyki oraz psów patrolowo tropiących używanych do innych zadań.

Naprawdę, jeśli ktoś nie widział kunsztu pracy takiego czworonożnego żołnierza, nie jest w stanie jej docenić, a słowo żołnierz nie jest tu wcale nadużywane, gdyż psy te zasługują, by je tak nazywać.