„Twój dom może zastąpić Ci świat. Cały świat nigdy nie zastąpi Ci domu”
Zaraz po przylocie w rejon działań, rozpoczyna się kwaterowanie i każdy żołnierz dostaje kawałek własnego „domu”. W zależności od miejsca pełnienia służby, różne były możliwości socjalne bazy. W Iraku mieszkałem w kontenerze mieszkalnym, który był wielkości standardowego kontenera ładunkowego, jakie widuje się w portach, na okrętach transporterowych lub ciężarówkach. Wielość ta pomagała w transporcie i szybkim rozwijaniu baz polowych. W kontenerze takim standardowo znajdował się klimatyzator szafka i łóżko a przystosowany on był, by w komfortowych warunkach mieszkała tam jedna osoba. Oczywiście w wyniku ograniczeń socjalno-bytowych, kontener taki często zajmowały dwie, lub więcej osób, dostawiając tam elementy dla kolejnego mieszkańca. Inaczej było w Afganistanie, gdzie część sił mieszkała w kontenerach a inni w drewnianych barakach, nazywanych „Bichatami”, barak taki przypominał prostokątną stodołę zbitą ze sklejki. Posiadał dwa wejścia na przelot, a w środku podzielony był na drewniane boksy, gdzie mieszkali żołnierze. Oczywiście o temperaturę wewnętrzną dbał tak jak w przypadku kontenerów klimatyzator, a w boksach znajdowały się łóżka. Podczas misji widywałem także duże namioty, które jak w przypadku bichat podzielone były w środku na boksy i tak samo były wyposażone. Niezależnie gdzie się mieszkało, każdy żołnierz starał się by jego kawałek świata, był inny niż kolegi. Wszystko układał po swojemu, pojawiały się prowizoryczne lub całkiem profesjonalne półki, linki do suszenia prania, ściany zdobiły plakaty lub zdjęcia bliskich, widywało się hasła i elementy patriotyczne. W namiastce tego domu było miejsce na amunicję, sprzęt bojowy i broń. Praktycznie każdy żołnierz posiadał laptopa, gdzie w wolnej chwili mógł obejrzeć jakiś film. Gdy się dobrze pokombinowało, można było mieć dostęp do telewizji kablowej lub internetu na własne potrzeby. Miejsca dzielone były tak, by kompanie i plutony tworzyły zwarte pododdziały, a informacje przekazywane były szybko i sprawnie.
Przed bichatami pojawiały się altany dla palaczy, stoliki gdzie można było w spokoju wypić poranną kawę lub po prostu pogadać, gdy doskwierała mi samotność. Tak jak w każdej społeczności, zdarzali się ludzie wyciszeni ceniący sobie spokój, tacy co zawsze są w centrum uwagi, poprawiając humor samym swoim istnieniem, bywały jednostki mające niesamowity talent do załatwiania rzeczy niemożliwych do załatwienia, dzięki czemu organizowane były wspólne grille, zawody itp. Za dnia chaty świeciły pustakami i alarmowo stacjonował tam tylko QRF, a życie rozpoczynało się późno po obiedzie, gdzie większość już wracała z zadań poza bazą. Ważną częścią zaplecza socjalnego były kontenery prysznicowe, toalety oraz chyba najważniejszy element bazy, którym były betonowe schrony na wypadek ostrzału bazy. Schrony były blisko i w razie ataku każdy spotykał się właśnie tam. Z racji tego, że nikt nie wiedział, kiedy będzie ostrzał, w schronie spotykało się ludzi w pełnym oporządzeniu bojowym, na sportowo lub w bokserkach z papierem toaletowym w rękach. Czas spędzony w schronie, także regulowali talibowie, wiec siedziało się tam od kilku, do kilkudziesięciu minut w poczuciu bezsilności.