„Historia pełna jest wojen, o których każdy wiedział, że nie wybuchną”

Będąc w rejonie misji i wykonując zadania na rzecz koalicji zależnie od regionu i statusu działań, mieliśmy do dyspozycji trzy podstawowe jednostki sprzętowe przewidziane do transportu i patrolowania rejonu odpowiedzialności. Postaram się krótko scharakteryzować każdą z nich, lecz nie będzie to opis czysto techniczny a moje subiektywne wrażenia z pracy na tym sprzęcie.

HMMWV – high-mobility multipurpose wheeled vehicle, czyli potocznie Humvee lub Hammer. Jako żołnierz miałem do czynienia z kilkoma wersjami tego pojazdu, od podstawowej na poligonie do wersji IV oraz VI+ w Iraku i Afganistanie. VI generacja powstała na potrzeby misji w Iraku i charakteryzowała się podwyższoną odpornością na ataki improwizowanych ładunków wybuchowych, jakie były ustawiane na poboczach dróg celem penetracji pojazdu od czoła i boku. Jak się domyślacie miał on opancerzony głównie przedział kierowcy i pasażerów pomijając silnik i bagażnik. Na dachu umiejscowiona wieżyczka strzelecka uzbrojona w zależności od funkcji pojazdu w kolumnie w karabin maszynowy PK kalibru 7,62 mm, NSWT kalibru 12.7mm a w Afganistanie zdarzały się granatniki MK 19. Pojazd prócz uzbrojenia zabierał na pokład 5 osób i posiadał system DUKE zagłuszający fale radiowe, uniemożliwiając zdalne detonacje ukrytych ładunków. Standardowo dowódca wozu miał do dyspozycji łączność i systemy nawigacyjne. W początkowych zmianach Misji Afgańskiej używane były także tam, lecz ze względu na inną taktykę podkładania ładunków improwizowanych i brak pancerza od spodu pojazdu, nie ochraniał on załogi w odpowiedni sposób, co spowodowało, że został wycofany przez wojska koalicji z zadań mandatowych. Miałem nieprzyjemność zobaczyć taki pojazd po wybuchu „afgańskiego” ładunku… załoga niestety nie miała żadnych szans.

MRAP – Mine Resistant Ambush Protected pojazd zbudowany, by zapewnić załodze maksymalne bezpieczeństwo przed improwizowanymi ładunkami wybuchowymi. Występował w kilku wersjach a jego najmocniejszą stroną, było podwozie w charakterystycznym układzie „V” co powodowało, że po wybuchu miny pułapki siły samego wybuchu wyprowadzane były na zewnątrz pojazdu. Uzbrojony tak ja HMMWV w wieżę strzelecką w podobnej konfiguracji i z podobnym uzbrojeniem. Posiadał systemy zagłuszające oraz termowizję dla kierowcy. Pozostawał on w stałej łączności radiowej z resztą plutonu, a gdy ta zawodziła wykorzystywał system BFT ( Blue Force Tracking). Pojazd bardzo wytrzymały, ale z powodu jego gabarytów i wysokiego środka ciężkości potrzebował wprawionego i doświadczonego kierowcy. Widziałem osobiście 3 wybuchy pod takim „czołgiem” lecz nie zawsze udawało mu się ochronić całą załogę…

Rosomak – Polski bojowy transporter opancerzony, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Jego chrzest bojowy rozpoczął się w Afganistanie, ale brał on także udział w misji w Republice Czadu. Po przybyciu do Afganistanu i kilku patrolach szybko stał się postrachem rebeliantów, a i wojska sojusznicze czuły się pewniej w jego towarzystwie. Szybko zdobył przydomek „Green Devil” ponieważ był zielony oraz często pokazywał talibom swoje walory bojowe. Pojazd duży i ciężki, uzbrojony w automatyczną armatę 30 mm i sprzężony karabin UKM kalibru 7,62mm. Dodatkowo posiadał granaty dymne, systemy wczesnego ostrzegania, termowizja i wiele innych bajerów, ułatwiających żołnierzowi wykonywanie zadań. Rosomak jak każdy pojazd misyjny ewoluował i tak z biegiem czasu dostał dodatkowe opancerzenie, kolor pustynny oraz osłonę QinetiQ przeciwko RPG. Powstała także wersja oszczędnościowa, w której rezygnowano z wierzy bojowej kosztem wieżyczki strzeleckiej podobnej jak w pojazdach typu MRAP. Warto też wspomnieć, że Rosomak został ogłoszony najlepszym pojazdem biorącym udział w misji w Afganistanie. Sam mam spory sentyment do tej konstrukcji, gdyż na jednym z patroli uratował mi życie, gdy nieświadomie najechaliśmy na minę pułapkę, ale to innym razem.